Nie dostarczył towaru za 33zł, oddał pieniądze, czeka na proces.
Sklep internetowy zakłada się łatwo. Jeśli wchodzą w grę gotowe platformy sklepowe dodatkowo z głowy mamy pracę nad większością szczegółów, integracje z systemami płatności elektronicznych i uruchomienie sklepu. Nic tylko ruszyć i zarabiać. Jednak nie do końca. Trzeba sprowadzać towar, uzupełniać informacje o jego dostępności, obsługiwać klientów, realizować zamówienia. Dużo można jeszcze wymieniać, a okazałoby się, że wciąż mało.
Właścicielowi pewnego sklepu z militariami wydawało się, że wszystko robi właściwie, do momentu jak policja zapukała do jego drzwi. Został zatrzymany, prokuratura postawiła zarzut oszustwa internetowego. Okazało się, że klient który kupił gaz pieprzowy za 33zł i go nie dostał, zgłosił oszustwo na policję.
Według dokumentów przedstawionych przez właściciela, w sklepie widniała informacja o trudniejszym dostępie do tego produktu, sklep prowadził z klientem korespondencję w tym temacie i dopiero po 2 miesiącach rozmów, strony zdecydowały się na zwrot, pieniądze zostały zwrócone.
Machina sądowa ruszyła
Zgłoszenie o oszustwie wpłynęło na policję wcześniej. Po wyjaśnieniu sprawy klient jednak nie wycofał zgłoszenia. Uważa, że właściciel sklepu, oferując produkt, którego nie ma w magazynie, z założenia chce oszukać klienta, licząc na to, że ten nie będzie chciał się użerać z nieuczciwym sprzedawcą dla 30zł. Machina sprawiedliwości ruszyła. Nie ustalono jeszcze daty rozprawy.
Prokuratura tylko wykonuje swoją pracę i trudno się temu dziwić, musi dojść do sprawy w sądzie. Jednak zanim dowiemy się jaki będzie finał, warto zastanowić się nad bezsensem tej sytuacji. Czy to oznacza, że większość sklepów będzie musiała przemyśleć co sprzedaje i w jakich ilościach? Jeśli doszłoby do tego, że należałoby mieć pod ręką produkty, które się sprzedaje, większość małych sklepów, bez większych pieniędzy na inwestycję w towar i dużych pomieszczeń magazynowych, zamknęłaby działalność. Te średnie musiałyby podnieść ceny. W zasadzie poza wychodzeniem z domu, wszystko przypominałoby handel w sklepie, towar na półkach, ceny bardzo zbliżone. Zaprzeczenie podstawowych cech handlu internetowego.
Co robić?
Co należy robić, by ustrzec się przed taką sytuacją? W regulaminie wyraźnie napisać o tym jak to jest u nas z tą dostępnością i wysyłką. Przy produkcie wyraźnie zaznaczyć jego dostępność. Pisać, dzwonić, oferować rozwiązanie sytuacji w ten lub inny sposób. Ale czy właściciel tego nie zrobił? Czy nie tak to jest, że jak trafisz na narwańca, to choćbyś był nieźle zaradny, to czasem nie ma mocnych?
W Polsce nie ma instytucji precedensu, a mimo to, dobrze by było, żeby ta sprawa zakończyła się dobrze dla właściciela. Powstrzymałoby to następnych chętnych do procesowania się o niedostępny od ręki produkt za 30zł, mimo, że sklep staje na głowie, by zadowolić klienta.